poniedziałek, 23 czerwca 2014

Gala (fragment)

Musieli akurat mnie w to wrobić?! Kochana rodzinka. Nikomu nie chciało się reprezentować mojego kochanego braciszka, to oczywiście mnie musieli wysłać. Nie chciałem się zgodzić i nawet w głowie mi się nie mieściło, by tutaj przychodzić, ale tak nie dawali mi spokoju, że w końcu miałem dosyć ich skomlenia więc się zgodziłem.
    Jak coś, to zawsze mnie wysyłali. Czy chodziło o wyniesienie śmieci, czy też pójście do sklepu, czy odwiedziny u kogoś w szpitalu, żeby coś komuś zanieść, czy przynieść, czy też cokolwiek co trzeba było załatwić, to zawsze ja byłem delegowany. Zawsze ja, z całych czterech osób, które tworzyły moją rodzinę. Teraz już jest nas w sumie tylko troje.
Gdyby to było przyznanie nagród za wybitne osiągnięcia, czy coś takiego, to proszę bardzo, ale nagroda za jedną z najgłupszych śmierci na świecie, to jednak mało chwalebny zaszczyt. Faktem jest to, że nie ze mnie się śmieją, a z mojego nieżyjącego brata.
Mało tego, że nasze nazwisko jest na tej cholernej liście, to jeszcze wymyślili, że w tym roku odbędzie się uroczysta gala wręczania statuetek rodzinom tych niezbyt mądrych, umarłych ludzi.
Owymi statuetkami są złote postacie ludzkie  o uśmiechniętych twarzach, trzymające w ręku granat bez zawleczki tak, jak się trzyma telefon komórkowy podczas rozmowy.
Poza dość ironicznym charakterem tejże imprezy, nie różni się ona od zwykłej uroczystej gali, na których są przyznawane nagrody dla artystów i tym podobnych. Konferansjerem tego widowiska jest, nieznany mi z nazwiska aktor z najpopularniejszej w tej chwili telenoweli. Cały czas stoi, szczerząc zęby i co chwilę rzuca naciągany, niewybredny żarcik.
Nagrody przyznawane są w następujących kategoriach: najgłupsza śmierć męska, najgłupsza śmierć żeńska, najśmieszniejsza śmierć męska, najśmieszniejsza śmierć żeńska, najwymyślniejsze sprawstwo śmierci, asysta przy ściągnięciu katastrofy, pomysłowość przy wykorzystaniu narzędzi oraz nagroda publiczności.
Po odbiór pierwszej statuetki wychodzi żona faceta, który założył się z kolegami, kto najdłużej wytrzyma w płonącym płaszczu- wytrzymał najdłużej. Kobieta rozpoczyna swą mowę:
- Jestem tak bardzo wzruszona. Nie wiem jak dziękować… naprawdę. Szkoda, że mój świętej pamięci mąż nie dożył tej chwili. Tak ciężko pracował, aby zdobyć tą nagrodę. Cieszę się bardzo, że owoce pracy jego całego życia, zostały wreszcie docenione. Chociaż zostały docenione dopiero pośmiertnie, ale jednak zostały. Naprawdę nie wiem jak państwu dziękować.- i z łzami szczęścia opuściła piedestał. Wszyscy w koło łącznie ze mną wydają się być nieco zmieszani, usłyszaną mową dziękczynną. Gdzieniegdzie słychać wybuchy śmiechu. Chyba nikt nie wytłumaczył dostatecznie tej kobiecie jaka i za co jest ta nagroda.
(...)  

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Groby



Leżące szkielety. Brudne, obłocone z różnymi gatunkami robactwa na sobie. W niektórych miejscach między kośćmi szaro czerwone, okryte czarną pleśnią, zgniłe resztki jeszcze nie rozłożonego mięsa. Porozrzucane wokół czaszek palce, kończyny, które już dawno poodpadały od słabych i zeżartych chrząstek stawowych.
            Każdy kościotrup ma nad sobą pomiędzy żebrami wbity w ziemię krzyż, wokół którego są ustawione zapalone znicze. Z każdego szkieletu uchodzi pewna substancja, jakby czerwono brązowa para, unosząca się, wspinająca się po kształcie krzyża. Substancje krążą dookoła kości podpalając się od płomieni zniczy i mętnym płomieniem wzbijają się coraz wyżej nad ziemię. Pędzą ku górze i tworzą jednolitą brudno czerwono brązową plamę na ulokowanych gęsto obok siebie poduchach parującego powietrza.
            Zimne, nocne powietrze przedostaje się przez nozdrza do płuc nielicznych, chodzących mimo późnej pory po ulicach. Na betonowych skorupach, które przykrywają ziemię, poruszają się ich czarne sylwetki. Elektryczne światła tworzą elektryczne cienie. Dwa osobne ciała poruszające się w tym samym kierunku, ale pod innym kątem. Pod stopami znajduje się punkt, w którym się łączą.  
            Dwa elektryczne cienie pędzą ku sobie, jakby głodne siebie, nie mogące się doczekać spotkania ze sobą. Są coraz bliżej i bliżej siebie. W końcu łączą się, stykając się na betonowej skorupie ziemi. Jako jeden cień idą razem w jednym kierunku. Co jakiś czas tylko zatrzymują się, aby jeszcze bardziej stopić się w jedną całość. 
 Na ciemnym niebie tworzą się bezkształtne obrazy, złożone z setek tysięcy małych, drobnych płomyków z podpalonych wcześniej substancji, pochodzących z wnętrza wielu szkieletów, bezwładnie leżących z wbitymi między żebra krzyżami. Płomyki te będąc bardzo blisko siebie tworzą jakby chmurę, nieruchomą maź. Nieśmiele świecącą brudno czerwono brązową, ogromną parę. Substancje te tworzą obraz. Obraz widoczny z daleka. Nad miastem zawisł świecący mętnym światłem znicz.
              Obejmując ją ręką, spojrzał w górę i rzekł:
- Tej nocy nie zobaczymy gwiazd.